niedziela, 27 listopada 2016

100 tysięcy dzieci może zostać bez alimentów. ''Kobiety będą ciągnąć po trzy etaty, żeby ich dzieci miały co jeść''


Zdjęcie ilustracyjne (for.iStockphoto.com)

Znam samotne mamy, które biorą po kilka etatów, nadgodziny. Ja w trudnych czasach, poza etatem w urzędzie, dorabiałam w weekendy w sklepie - mówi Katarzyna Stadnik. Samotnie wychowuje dwie córki i walczy o zmianę przepisów utrudniających jej życie.


Przez pewien czas dostawałaś alimenty z funduszu alimentacyjnego.
- Przez jeden rok, to było w 2013. Mniej zarabiałam, nie miałam premii. Moje córki systematycznie dostawały z funduszu w sumie 800 zł miesięcznie, a ja byłam w komfortowej sytuacji, bo nie musiałam się martwić, jak załatać dziurę, gdy były partner nagle przestanie płacić.
Kiedy zaczęłam więcej zarabiać, alimenty z funduszu przestały się dzieciom należeć. Nie znaczy to jednak, że nasza sytuacja finansowa się poprawiła. Spłacam długi po byłym partnerze, więc na życie zostaje nam 1400 złotych. Ale na papierze ja mam więcej, więc córki na fundusz się już nie łapią.
Czegoś nie rozumiem. Nie są brane po uwagę realne pieniądze, jakie zostają wam na życie, tylko twoje zarobki na papierze?
- Takie są przepisy. Ale nikogo to nie interesuje. Alimenty z funduszu dawały mi komfort psychiczny. W tej chwili codziennie myślę, co jeszcze mogę zrobić, jakie pismo napisać czy do kogo się zwrócić, żeby alimenty od ojca moich córek jak najszybciej zostały ściągnięte. Piszę do komornika, żeby go prosił o stawienie się w kancelarii, a to wszystko trwa. Poza tym dłużnik wcale nie musi się przyjść na wezwanie komornika. Czas leci. Zbliża się zima, a ja mam problem z kupieniem córkom ciepłych ubrań.
Jak sobie radzisz?
- W tej chwili tworzę drugi związek z osobą, która bardzo nam pomaga. Gdyby nie on, pewnie byłybyśmy z córkami eksmitowane z mieszkania. Teraz jest ustawa, która zabrania zabierania dzieci ze względu na ubóstwo, ale w moich najcięższych czasach takiej ustawy nie było, więc mogło być różnie. A wizja, że mogłabym stracić córki, jest dla mnie przerażająca.
Kiedy należą się alimenty z funduszu?
- Gdy na jednego członka rodziny przypada mniej niż 725 złotych netto. Ustawa z tym progiem weszła w życie w 2008 roku i od tego czasu się nie zmieniła. Wówczas próg ten stanowił 103 procent najniższego wynagrodzenia, a dzisiaj jedynie 53 procent tej kwoty. Gdyby wzrastał tak jak najniższe wynagrodzenie, powinien dziś wynosić 1408 złotych. A tak mama, która zarabia na rękę 1500 zł, już się na fundusz nie łapie.
Co się zmieni w przyszłym roku?
- Od stycznia 2017 roku najniższa pensja będzie wynosiła 1459 złotych netto. Szacujemy, że po tej zmianie, około 30 procent dzieci, czyli około 100 tysięcy osób, które są dziś objęte funduszem, wypadnie z niego od następnego okresu rozliczeniowego, czyli od stycznia 2018 roku. Jest więc jeszcze trochę czasu i można coś z tym zrobić. Rządzący muszą podjąć jakieś decyzje.
Na przykład zwiększyć próg?
- Zbieramy podpisy pod petycją o zniesienie progu. Już wyjaśniam dlaczego. Fundusz to nie jest zasiłek. To taki bank, który udziela pożyczki rodzicowi niemogącemu się wywiązać z obowiązku alimentacyjnego. Są to pieniądze do zwrotu. W interesie państwa jest, by ich ściągalność była jak najwyższa. Obecnie wynosi ona około 17 procent, a zadłużenie wobec funduszu to około 10 miliardów złotych. Wiadomo jednak, że to zadłużenie jest wyższe, bo przecież jest wiele spraw takich jak moja - wyroki o alimenty są zgłoszone do komornika, a dzieci nie są w funduszu zarejestrowane. Zatem pieniądze, które ich ojciec jest im winien, do tych 10 miliardów nie wchodzą.
Wierzysz, że ten próg będzie zmieniony?
- Mam świadomość, że przynajmniej na razie się to nie stanie. W Belgii ściągalność to około 5 procent, Niemczech około 20, więc na szarym końcu nie jesteśmy. Ale na przykład w Danii ściągalność stanowi aż 88 procent. Tam nie ma progu w funduszu. Jeśli rodzic nie płaci alimentów, państwo zabezpiecza interesy dziecka i każde dziecko dostaje w przeliczeniu na złotówki około 500 zł. To nie są zawrotne kwoty, zwłaszcza jak na warunki skandynawskie, ale sprawiają, że dziecko ma zabezpieczone elementarne potrzeby.
Samotne matki w Polsce nie mają takiego poczucia?
- Z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że u nas komornicy niechętnie prowadzą sprawy o alimenty. Owszem, znam bardzo zaangażowanych i bardzo rzetelnych, ale to ewenement. Niestety, nie mają wystarczających narzędzi prawnych. Komornik nic takiemu niepłacącemu ojcu nie może zrobić. Artykuł 209 Kodeksu Karnego, dotyczący przestępstwa niealimentacji, jest skonstruowany fatalnie. Ma być zmieniany, ale póki co jest w nim zapisane, że jeżeli rodzic naraża dziecko na niemożność zaspokojenia elementarnych potrzeb i robi to uporczywie, to grozi mu więzienie. Niby brzmi to sensownie, ale prokuratura tego typu sprawy umarza, bo niemożność zaspokojenia potrzeb to bzdurne określenie, które wyklucza prowadzenie postępowania już na samym początku. Żadna matka przecież nie pozwoli, by jej dziecko nie miało na przykład co jeść. A uporczywość nie występuje, gdy tata kupi dziecku chociażby cukierki. Albo gdy co trzy miesiące da dziecku 10 złotych. Znam takie przypadki.
O co będziesz walczyć, jeśli progu dochodu na głowę nie uda się znieść?
- Wtedy będziemy wnosić o urealnienie go względem płacy minimalnej. Wyliczyliśmy, że od stycznia przyszłego roku powinno to być 1516 zł.
Dlaczego tak jest? Czemu nikt tego latami nie uaktualnia?
- Nie mam pojęcia. W ogóle samotny rodzic jest u nas traktowany jako ktoś gorszej kategorii. To nie jest rodzina. 95 procent takich samotnych rodziców to kobiety. Nikt się nie przejmuje, że mogą nie mieć na życie. A te kobiety będą ciągnąć po trzy etaty, żeby ich dzieci miały co jeść. Więc problemu nie ma, prawda?
Poza tym słowo alimenty to takie brzydkie słowo. Kojarzy się z patologią. Dlatego zależy mi, by mamy w naszym stowarzyszeniu pokazywały twarze. To nie są patologiczne matki z problemami alkoholowymi. To normalne kobiety, które pracują i płacą podatki.
Tak jak ty na przykład.
- Powiem ci, że wielokrotnie się zastanawiałam, czy nie bardziej opłacałoby mi się nie pracować. Gdybym rzuciła pracę, dostałabym tysiąc złotych z funduszu. Do tego dwa razy 500 plus, bo nie miałabym dochodu. Jeszcze jakiś zasiłek z opieki i byłabym w stanie wyciągnąć od państwa około 3 tysięcy złotych.
Inne samotne mamy, które znam, biorą po kilka etatów. Albo biorą nadgodziny. Ja sama w trudnych czasach, poza etatem w urzędzie, dorabiałam w weekendy w sklepie. Sobota i niedziela, po dziesięć godzin. Dziećmi zajmował się dziadek mojej przyjaciółki. Z kolei moja koleżanka w tygodniu pracuje na etacie, a w weekendy sprząta u ludzi. Nie ma czasu dla dzieci. To bardzo przykre, kiedy dzieci pytają: "Mamo, kiedy ze mną porozmawiasz?".
Jak teraz wygląda twoja sytuacja?
- Z ojcem moich córek rozstałam się w 2009 roku. Sąd zasądził mi 800 zł alimentów na obie. Ale były partner płacił nieregularnie, a kiedy się dopominałam, straszył mnie. Więc do komornika nie szłam. Zdecydowałam się dopiero, gdy zaległość przekroczyła 15 tysięcy. Minęło trochę czasu i po prostu przestałam się bać.
Wiedziałam, że mój były partner pracuje jako kierowca ciągnika siodłowego, namierzyłam, gdzie jest zatrudniony i przekazałam informacje komornikowi. Ten, po wyliczeniach, zaczął ściągać z jego pensji około 750 zł miesięcznie. Czyli całkiem nieźle, ale mi bardziej zależało wówczas na ściągnięciu tej dużej zaległości, bo z tego powodu, że nie dostawałam alimentów, sama popadłam w długi. Postanowiłam więc wnieść pozew o podniesienie alimentów.
To coś zmieniło?
- W tej chwili mam zasądzone po 600 zł na każdą córkę, ale ściągalność się nie zmieniła. Do tego były partner często zmienia pracę i nie zgłasza tego komornikowi. Muszę więc co parę miesięcy bawić się w detektywa i śledzić, gdzie się zatrudnił.
W jaki sposób?
- Śledzę na Facebooku, gdzie się pojawia. Albo chodzę i patrzę, gdzie parkuje służbowy samochód, żeby sprawdzić, na jaką firmą jest zarejestrowany. Droga przez mękę. Zwłaszcza, że pracuję, wychowuję córki i naprawdę mam co robić.
Naprawdę robisz takie rzeczy?
- Tak, to ja dostarczam komornikowi informacje o byłym partnerze. Z ustawy wynika, że komornik raz na pół roku ma wysyłać zapytanie do ZUS-u oraz urzędu skarbowego i oczywiście to robi. Natomiast jeśli osoba uchylająca się od płacenia alimentów chce się nadal uchylać i zmieni miejsce pracy, to trzeba czekać pół roku, aż komornik to ustali. Dlatego samotne matki bawią się w prywatnych detektywów. Ja znowu jestem właśnie w takiej sytuacji, bo ojciec moich córek dwa miesiące temu po raz kolejny zmienił pracę.
Przepisy przepisami, ale wydaje mi się, że czasem wiele też zależy od konkretnego komornika.
- Czasem tak. Właśnie zmieniłam komornika i teraz mam bardziej komunikatywnego. Zdarza się jednak, że niektórzy traktują samotne matki jak natrętne muchy. Nie zawsze zdają sobie sprawę, że te dziewczyny często nie mają z czego żyć.

Katarzyna Stadnik. Wychowuje dwie córki: 13-letnią Nikolę i 11-letnią Natalię. Mieszka w Krakowie. Pracuje w administracji publicznej. Od dwóch lat aktywnie działa w Stowarzyszeniu "Dla naszych dzieci", które walczy o poprawę praw alimentacyjnych. Jest jego współzałożycielką i wiceprezeską.
Angelika Swoboda. Dziennikarka weekend.gazeta.pl. Zaczynała jako reporterka kryminalna w "Gazecie Wyborczej", pracowała też w "Super Expressie" i "Fakcie". Pasjonatka mądrych ludzi, z którymi chętnie rozmawia zawsze i wszędzie, kawy i sportowych samochodów.

[http://weekend.gazeta.pl]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz