środa, 16 listopada 2016

Gdy dorosły żąda alimentów

Znalezione obrazy dla zapytania alimenty
Dawno żadna sprawa alimentacyjna nie wzbudziła tylu emocji, co historia Marty spod Torunia. Maturzystka pozwała o alimenty ojca, bo chciała studiować. Sąd przyznał jej 300 zł miesięcznie, choć dziewczyna w rodzinnym domu miała wikt i opierunek. Temidzie nie umknęło, że tato sporo wydaje na alkohol i papierosy.

Dzielna dziewczyna, brawo! - komentują jedni. I dodają, że skoro ojca Marty stać na używki, to dołożyć się do jej edukacji w wymiarze całych 300 zł miesięcznie też powinien. Innych oburza fakt, że pełnoletnia dziewczyna w ogóle śmiała pozwać o alimenty rodzica, bo skoro dotąd mieszkała z nim pod jednym dachem, ten ją żywił, utrzymywał, to czego jeszcze od niego chce? „Niech idzie na studia zaoczne i sobie zarobi!” - piszą.


Myła okna, niańczyła dzieci



O Marcie wiemy tyle, ile wynika z opisu sprawy alimentacyjnej w Portalu Orzeczeń Sądu Rejonowego w Toruniu. A wynika całkiem sporo...

Dziewczyna wychowała się pod Toruniem. W domu zamieszkiwanym przez ojca, matkę i rodzeństwo. Jak ustalił Wydział Rodzinny i Nieletnich, ojciec (lakiernik samochodowy) zarabia ostatnio średnio 2 tys. zł miesięcznie, a mama wspomaga budżet domowymi dorywczymi pracami (300 zł tygodniowo). Ojciec część wypłaty oddaje do wspólnego garnuszka, ale resztę przeznacza na alkohol i papierosy. „Jest zdrowy, jednak nadużywa alkoholu. Nie partycypuje w kosztach utrzymania córki. Na prośby powódki o pieniądze na kosmetyki czy książki odpowiada, że nie ma pieniędzy. Nie inwestuje w dom. Nie spłaca żadnych rat ani pożyczek” - ustalił sąd.

Gdy tylko Marta skończyła 18 lat, wystąpiła do sądu z pozwem o alimenty od ojca. Wykazała, że w liceum dobrze się uczy. W maju 2016 roku zdała maturę i zdecydowała się kształcić dalej, studiując logopedię w Bydgoszczy.

Sądowi nie umknęło, że już jako nastolatka dziewczyna musiała być bardzo samodzielna. Do liceum dojeżdżała autobusem, potrzebowała więc pieniędzy na bilet miesięczny (74,97 zł). Niczym dziwnym nie była też potrzeba posiadania komórki (50 zł miesięcznie) czy dostępu do internetu (60 zł). Tyle, że o to wszystko Marta zadbać musiała sama. Pomagały jej, ile mogły, babcia i ciocia. Nastolatka zarabiała, niańcząc dzieci czy myjąc okna.

Prawo do nauki, nie tylko do wiktu



- Jest oczywistym, że powódka ma prawo wyboru drogi życiowej, prawo do kontynuowania nauki i zdobycia kwalifikacji, umożliwiających jej w przyszłości pracę i źródło utrzymania. Powódka nie nadużywa tego prawa, w terminie skończyła szkołę średnią i zdała maturę, teraz chce kontynuować naukę na studiach. Ma do tego prawo - stwierdziła sędzia Ewa Stępień. I zasądziła od ojca Marty alimenty dla dziewczyny w wysokości 300 zł miesięcznie.

Sprawa Marty jest o tyle nietypowa, że o alimenty wystąpiła dziewczyna, wychowana w pełnej rodzinie, nieotrzymująca tego świadczenia jako dziecko. Sądy rodzinne w kraju częściej spotykają się z pozwami studentek i studentów, którzy domagają się podwyższenia alimentów od rodziców. Jako dzieci dostawali je od jednego z nich (najczęściej ojca) po rozpadzie rodziny. Gdy dorośli i poszli na studia, stwierdzili, że 300-500 zł miesięcznie im nie wystarcza i pozwali rodzica o podwyżkę. Co zyskali w sądzie?

Jedną z ciekawszych spraw rozstrzygał w czerwcu 2016 roku Sąd Okręgowy w Słupsku. Było to orzeczenie kończące dłuższy bój, bo ciągnący się od listopada 2014 roku. Wtedy to Brygida, studentka biotechnologii, zażądała od swego ojca 2000 zł alimentów miesięcznie zamiast dotychczasowych 500 zł. Wyjaśniła, że jest już osobą dorosłą, studiuje dziennie i i jej „usprawiedliwione potrzeby znacznie wzrosły”...

Co studentowi jest niezbędne?



Brygida wyliczyła konkretnie najpilniejsze wydatki: wynajem pokoju (900 zł), wyżywienie (600-800 zł), transport i bilety (250 zł), pomoce naukowe (100 zł), kosmetyki i środki czystości (100-150 zł), odzież i buty (300-400 zł), telefon (50 zł) i lekarstwa (400 zł trzy-cztery razy w roku).

Ojciec Brygidy kategorycznie odmówił płacenia 2000 zł alimentów. Oczekiwał, że wymierniej do finansowania córki dołoży się jej matka. Wyjaśnił też sądowi, że jego dobre czasy, gdy jako marynarz „wyciągał” do 3 tysięcy dolarów miesięcznie, minęły. W 2014 roku miał wypadek na nartach, przeszedł kilka operacji i nie mógł dostać świadectwa uprawniającego do pływania na statkach.


Co na to wszystko Sąd Okręgowy w Słupsku? Ustalił, że pozwany ojciec od 2014 roku nie zarabia już w dolarach, tylko w euro (średnio 2,4 tys. euro miesięcznie) i że stać go na alimenty dla córki-studentki. Za usprawiedliwione wydatki sąd uznał nie tylko te wyliczone wcześniej przez Brygidę, ale i inne. Podkreślił, że jest już kobietą, a nie dzieckiem i że usprawiedliwione wydatki to także: „kino, basen, siłowania, książki, płyty, wyjścia ze znajomymi”.

Słupskiej Temidzie nie uszło uwagi i to, że alimenty to jedyny wkład ojca w wychowanie Brygidy. Wcześniej (i obecnie) to matka czuwała, pilnowała, doradzała, przytulała i była ostoją dla córki. - Mając na uwadze powyższe, nie można podzielić poglądu apelującego (ojca - przyp.red.), iż on i matka winni w równym stopniu ponosić finansowy ciężar zaspokajania uzasadnionych potrzeb córki - stwierdził skład sędziowski pod przewodnictwem Marioli Watemborskiej 24 czerwca tego roku.

Od tego dnia tata Brygidy musi co miesiąc przelewać jej na konto 2000 zł.

Bo mama majątek roztrwoniła



Dorosłe dzieci, domagające się od rodziców pieniędzy na studia, to tylko jedna kategoria spraw alimentacyjnych, które budzą silne emocje. Kolejną są przypadki starszych wiekiem rodziców, którzy o alimenty pozywają swoje dzieci, mające już 40-50 lat.

W Toruniu tak postąpiła 76-letnia pani Teresa, żyjąca z niskiej( 1100 zł) emerytury. Kobieta o alimenty pozwała swoich dwóch dorosłych synów. Warto zaznaczyć, że przez 20 lat torunianka zajmowała mieszkanie, należące do jednej z synowych. Kiedy ta wreszcie zażądała, by teściowa płaciła za wynajem (550 zł miesięcznie), pani Teresa w odpowiedzi wystąpiła z pozwem alimentacyjnym.

Sprawą zajmował się wspominany już Wydział Rodzinny i Nieletnich Sądu Rejonowego w Toruniu w lutym. Wyrok opublikowano na Portalu Orzeczeń SR w Toruniu. Co z niego wynika?

Pani Teresa podkreślała, że żyje w niedostatku, a do tego jest schorowana: po zawale, z cukrzycą, nadciśnieniem, poważnymi schorzeniami krzyża i biodra. Emerytura (1100 zł) i dodatek mieszkaniowy z Urzędu Miasta nie pozwalają jej na godne życie. Dlatego wnioskuje o pieniądze od synów.

Sędzia Zbigniew Wielkanowski, który przewodniczył składowi sędziowskiemu, sprawę zbadał dogłębnie. Nie umknęło jego uwadze, że w 1985 roku pani Teresa rozwiodła się ze swoim mężem i po podziale majątku otrzymała 1 800 000 zł. - Nie pomyślała wtedy o kupnie swojego własnego mieszkania, które z łatwością mogła nabyć, lecz kupiła samochód i przyczepkę, jeździła w góry i zajmowała się handlem. Mieszkała ze swoim konkubentem w C. Po rozstaniu z partnerem sprzedała samochód i nie posiadała żadnego majątku. Mając 55 lat zamieszkała w lokalu, będącym własnością synowej - czytamy w uzasadnieniu wyroku.

Sąd ustalił też, że obaj pozwani synowie nie tylko nie opływają w dostatki (m.in. utrzymują kształcące się dzieci), ale sami są schorowani. I, w przeciwieństwie do pani Teresy, jak podkreślił sąd, potrafią to udokumentować.

Ostatecznie sąd oddalił powództwo pani Teresy o alimenty. „Bezrefleksyjnie nie zabezpieczyła swojego miejsca do mieszkania , nie poczyniła żadnych oszczędności, zmarnotrawiła swój dorobek życiowy, podejmując nietrafne decyzje życiowe i majątkowe. Roszczenie powódki jest sprzeczne z zasadami współżycia” - tak ostrymi słowami zakończył sprawę sąd.

Warto tu zaznaczyć, że choć polskie prawo od dawna pozwala rodzicom domagać się alimentów od dorosłych dzieci, to dopiero od kilku lat liczba pozwów rośnie. W 2010 roku, jak podaje Ministerstwo Sprawiedliwości, rodzice pozwali dzieci o alimenty 709 razy. W 2012 roku - już o 450 razy więcej! 

Strażnik więzienny, rencistka i syn



Kolejna kategoria spraw, gdzie emocje między dorosłymi ludźmi sięgają zenitu, a opinia publiczna ostro się dzieli w ocenach, to alimenty dla byłego małżonka. I tym razem w sukurs przychodzą sądowe orzeczenia, publikowane na internetowych portalach. Poruszającą i niełatwą sprawę tej kategorii rozstrzygać musiał jakiś czas temu Sad Okręgowy w Bydgoszczy.

Najpierw Sąd Rejonowy w Nakle n. Notecią orzekł, że pan Janusz, strażnik więzienny, płacić ma swej byłej żonie Marii po 400 zł alimentów miesięcznie. Potem mężczyzna się odwołał i tak sprawa trafiła do Bydgoszczy. Dla jasności dodajmy, że rozwód orzeczono z winy obojga.

Co ustalił sąd? Wyliczył, że pan Janusz łącznie z tzw. mundurówką zarabia średnio 3000 zł miesięcznie. Mieszka u siostry, na jedzenie wydaje 600 zł co miesiąc, leczy się urologicznie. Oprócz płacenia alimentów eksżonie, łoży też - w myśl wyroku sądu - 800 zł na cierpiącego na autyzm syna, który pozostaje pod opieką matki.

Pani Maria natomiast żyje z 700 zł renty. W 2003 roku kobieta po pęknięciu krwiaka doznała wylewu krwi do mózgu. Od tego czasu niedowład lewej strony ciała nie pozwala jej na podjęcie pracy zawodowej. Można sobie tylko wyobrazić, jak ciężko jest jej jednak w domu, gdzie sama zajmuje się autystycznym dzieckiem.

Bydgoski sąd uznał, że argumenty wysuwane przez strażnika więziennego nijak się mają do rzeczywistości. Mężczyzna podnosił, że nie może płacić na byłą żonę, bo leczy się u urologa. Badając realia życia pana Janusza, pani Marii i chorego syna, sąd nie miał wątpliwości, kto tutaj wymaga wsparcia. Sądowe boje funkcjonariusza Służby Więziennej skończyły się niczym. Ma dalej płacić alimenty i na syna, i na jego matkę. Co do tego, że pani Maria popadła w niedostatek i nie ma szans się z niego sama wydostać, Temida wątpliwości nie miała.

PS. Wszystkie personalia zmieniono.


[żródło:http://magazyn.7dni.pl ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz