Osoby, które nie chcą płacić alimentów na własne dzieci, są też nierzetelnymi kredytobiorcami. Kredytów konsumpcyjnych nie płaci trzech na czterech alimenciarzy
Biuro Informacji Gospodarczej "InfoMonitor" i Biuro Informacji Kredytowej sprawdziły, ilu dłużników alimentacyjnych nie płaci również innych zobowiązań. Wynik analizy okazał się druzgocący. Na każde pożyczone w banku 100 zł niesolidni alimenciarze oddają w terminie jedynie niecałe 17 zł. A inni zadłużeni - jak wynika z danych BIK - 92 zł. W Polsce kredyty spłaca 15,1 mln osób, czyli 48 proc. dorosłych obywateli.
Szczególnie zalegają z kredytami konsumpcyjnymi
Łatwiej płacić kredyt za mieszkanie niż na utrzymanie dziecka - tak wynika z danych BIK. Kiedy rozpoczynano analizę, do BIG zgłoszonych było 278,8 tys. dłużników alimentacyjnych. Byli winni własnym dzieciom ponad 9,6 mld zł.
38 tys. osób oprócz niezapłaconych alimentów ma co najmniej jeden kredyt. Łącznie zadłużeni są na 534,3 mln zł z tytułu kredytów gotówkowych, kart kredytowych i limitów na rachunku oraz na 422,1 mln zł z tytułu kredytów mieszkaniowych. Generalnie ze spłatą rat spóźnia się dwóch na trzech dłużników alimentacyjnych.
Nie wszystkie zobowiązania są jednakowo przez alimenciarzy traktowane. Opóźnień w spłacie kredytów hipotecznych dopuszcza się "jedynie" co trzeci z nich. Być może z obawy o utratę dachu nad głową. Ale problem ze spłatą zadłużenia na kartach kredytowych ma już ponad połowa. Natomiast aż 75 proc. nierzetelnych alimenciarzy nie płaci kredytów gotówkowych.
- Gdyby wszyscy Polacy obsługiwali swoje kredyty tak źle jak dłużnicy alimentacyjni, banki miałyby prawdziwe problemy. Dlatego bardzo dobrze, że wpisanie dłużnika alimentacyjnego do rejestru BIG blokuje mu dostęp do kredytów. Wychodzi to na dobre zarówno pożyczającym, jak i niealimentowanym dzieciom, bo nie zwiększa zobowiązań rodzica, który i tak nie radzi sobie z płaceniem na potomka - komentuje Mariusz Hildebrand, wiceprezes BIG InfoMonitor.
Głównie gminy wpisują do rejestrów
Hildebrand podkreśla, że osoby obecnie figurujące w rejestrach biur informacji gospodarczej z powodu nieregulowania alimentów zgłaszane są głównie przez gminy, które płacą za nich alimenty z Funduszu Alimentacyjnego. Tylko niektórzy dłużnicy zostali wpisani do rejestru przez drugiego rodzica.
Kryterium, jakie pozwala sięgnąć po świadczenie alimentacyjne, to zaledwie 725 zł dochodu na członka rodziny. Jeśli się je przekracza nawet o parę groszy, można się starać o odzyskanie zaległych alimentów, jedynie zwracając się do komornika.
- Mój były mąż żyje na kredyt - mówi pani Anna z Łodzi, matka trójki dzieci. Przekroczyła właśnie alimentacyjne kryterium dochodowe i nie dostanie z Funduszu ani grosza. Ojciec dzieci od dwóch lat nie płaci. Komornik, jak mówi Anna, rozkłada ręce, mimo że alimenty są pierwsze w kolejce do egzekucji. - Ojciec moich synów tłumaczył w sądzie, że nie starcza mu na alimenty, bo ma kredyt na mieszkanie, płaci raty za samochód i za prywatne przedszkole dla dziecka z nową partnerką. Ma tyle zobowiązań, a przecież niewiele zarabia i nie daje już rady płacić po 300 zł na dzieci z pierwszego małżeństwa.
Od niepłacenia alimentów do szarej strefy
- Wygląda na to, że niepłacenie zobowiązań dla wielu dłużników alimentacyjnych to prawie standard - mówi Katarzyna Tatar ze stowarzyszenia Alimenty To Nie Prezenty.
Oczywiście to spora generalizacja. Wśród niepłacących na dzieci są tacy, którzy rzeczywiście znaleźli się w tak dramatycznej sytuacji życiowej, że płacić już po prostu nie mogą.
- Ale najczęściej zaczyna się od ukrywania majątku i ucieczki przed dzieckiem z oficjalnego obiegu gospodarczego, a później już jest efekt domina. W szarej strefie dłużnicy alimentacyjni nie płacą też podatków i składek ubezpieczeniowych, a z czasem również innych zobowiązań. Przyzwyczajają się do nowych norm moralnych i niepłacenie zobowiązań staje się ich stylem życia - podsumowuje Katarzyna Tatar.
[ żródło:wyborcza.biz.pl ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz